Pamiętacie jeszcze Zosię?
To posłuchajcie…
Z Zosią poznaliśmy się w sierpniu ubiegłego roku. Spasiona tak, że miała problem by odgonić się od much. Z puszkami kopytowymi niczym narty na których bardzo trudno jej się chodziło, nie chciała mieć nic wspólnego z człowiekiem. Te kopyta – cienkie i długie, jednoznacznie świadczyły, że koń nie był od dawna puszczany (o ile puszczany był kiedykolwiek). Gdyby chodziła, ułamałby się ten nadmiar rogu. Zosia to koń hodowany na rzeź. A dla takich koni brakuje na wszystko, poza jedzeniem.
Podarowaliście jej życie.
Za co z całego serca dziękujemy.
Każdego dnia.
Przyjechała do naszego ośrodka w pierwszych dniach września. Po kilkukrotnym rozczyszczaniu kopyt zaczęła normalnie chodzić, puszczana na padok zaczęła też tracić nadliczbowe kilogramy. Miała możliwość ruchu, kontaktu z końmi, swobodę. Zdecydowaliśmy, że dla stroniącej od ludzi Zosi, najlepsze będzie szkolenie mające na celu – między innymi – zbudowanie zaufania i w drugiej połowie listopada pojechała pobierać nauki. Te nauki pobierała w Ranczo Rosochacz. A uczyła się bardzo pilnie i w krótkim czasie okazało się, że Zosia to kobyła z ogromnym serduchem do ludzi. Właściciele ośrodka mówią, że jest bardzo ufna, chętnie wykonuje nowe ćwiczenia i bardzo szybko się uczy.
Chcemy Wam kolejny raz bardzo podziękować za ocalenie Zosieńki. Klaczy, która nie miała szansy na klienta innego niż rzeźnia. Odmieniliście jej los, a wspólnie z Ranczo sprawiliście, że ten koń dziś ma szansę na dobre życie. I już może rozglądać się za dobrym domem – ale o tym w innym poście. Tutaj chcemy i Wam i ekipie z Ranczo Rosochacz podziękować za wszystko co robicie dla tych zwierząt. Zosia to najlepszy dowód, że Wasza pomoc, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienia los biednych zwierząt o których zapomniał cały świat.
Dziękujemy Wam, kolejny raz.
Za wszystko.