Psy Napoleona
"Dla swojego psa każdy jest Napoleonem. To powód nieustającej popularności psów" powiedział kiedyś Aldous Huxley. Co jednak oznacza popularność i jaka jest ta nasza miłość? Ty jesteś Napoleonem - a kim Twój pies jest dla Ciebie? Nasza fundacja pełna jest napoleońskich psów z różnych stron świata. Stare, chore, kalekie, powykrzywiane, wszystkie "popularne" - jak papierosy o tej nazwie za czasów PRL.
Przekaż darowiznę przy pomocy
karty kredytowej
15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8, 52-314 Wrocław
o treści NAPOLEON
pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT)
pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT)
pod numer 91979 (koszt 23.37 zł z VAT)
pod numer 92579 (koszt 30,75 z VAT)
"Dla swojego psa każdy jest Napoleonem. To powód nieustającej popularności psów" powiedział kiedyś Aldous Huxley. Co jednak oznacza popularność i jaka jest ta nasza miłość? Ty jesteś Napoleonem - a kim Twój pies jest dla Ciebie? Nasza fundacja pełna jest napoleońskich psów z różnych stron świata. Stare, chore, kalekie, powykrzywiane, wszystkie "popularne" - jak papierosy o tej nazwie za czasów PRL. Jeden pies Napoleona biegał po wsi na trzech łapach, bo czwartą gdzieś urwał. Weterynarza nikt nie wezwał, bo to kosztuje. A wiadomo, że na to nikt nie ma. Drugi pies Napoleona siedział zwinięty w kłębek w rogu stodoły za stertą żelastwa, a kiedy go zabieraliśmy w srogą zimę z nakazem policji, trząsł się chyba bardziej z przerażenia, niż mimo wszystko z zimna. A czemu siedział? Bo dużo wcześniej stracił wzrok z niedożywienia. Gdyby nie to, pewnie by uciekł za horyzont od swego Napoleona. A może nie.
Trzeci, to matka hodowlana, taka co rodziła szczeniaki. Pomyślisz, że jej Napoleon prowadził nielegalną hodowlę. Nie, nie prowadził i nie sprzedawał szczeniaków za 150 zł pod sklepem. Dalej, za tym samym sklepem, była piaszczysta ścieżka prowadząca do lokalnego jeziora. Kundli się nie sprzedaje, kundle giną często w odmętach. Nawet te napoleońskie. Czwarty pies napoleoński, który był tak bity przez swego Pana metalowym narzędziem, że pękły mu kości - trafił w ostatniej chwili do kliniki, i nigdy nie wrócił do właściciela, który doczekał się wyroku. Piąty, ze śrutem, był ofiarą napoleońskiego polowania. Wstyd było się przyznać, więc wyrzucono go z auta na ulicę niedaleko, w innej wsi. Pech chciał, że napoleońskie psy wracają do swych Panów.
Nasza zagroda, hoteliki, folwark - pełne są napoleońskich psów. W adopcje nikt ich nie chce, bo są już wiekowe lub kalekie. To i ich popularność ich spada. Choć nie dajmy się zwieźć - ich serce jest ogromne, i kochałyby nas przeogromnie. Ale mnożą się problemy - a bo pies napoleoński sika czasem częściej, a czasem słabiej widzi świat, choć oczy ma wielkie i czarne jak dwa węgle.
Bywa, że już z Tobą nie pobiega, bo brak mu jednej nogi, lub trzeba mu specjalnie gotować, bo po karmie sklepowej trzeba na sygnale jechać na weterynarię. Tak naprawdę, powiedzmy to jasno, nikt takich psów nie chce. Od nich pękają w szwach schroniska. Od nich pęka i nasze.
Centaurus uratował już kilka tysięcy psów, nie licząc prawie 3000 koni i tysięcy innych zwierząt. Nie dajemy rady ratować więcej, doszliśmy do ściany, za którą zaczynamy odmawiać, tym bardziej, że darczyńcy, którzy wspierali nas do dzisiaj w codzienności - sami mają mnóstwo problemów, a ceny wszystkiego rosną. Psy zostały praktycznie bez środków do dalszej bardziej niż bazowej egzystencji. Świat w ostatnim czasie zwariował.
Zbudowaliśmy, przez prawie 18 lat potężną infrastrukturę dla koni. Prowadzimy 4 ośrodki, w tym potężny 400 hektarowy rezerwat. Razem dla zwierząt mamy ponad 700 hektarów. Na stałe opiekujemy się 1500 końmi. To największy azyl w Europie. Brzmi dumnie, a tak naprawdę to ogromne obciążenie i jeszcze większa odpowiedzialność. Psy zawsze były "przy okazji", bo wszystkie zwierzęta są nam równie bliskie. I z tego "przy okazji" zrobiły się ich setki, a tych, którym pomogliśmy prywatnie jest kilka razy tyle. Tylko z Ukrainy ocaliliśmy 2000 psów. Mamy na liście uratowanych świnie, osły, lamy, kozy, żółwie, lisy, krowy, koty, nutrie i inne. Bo miłość nie selekcjonuje wedle gatunku.
Ile razy ktoś dzwonił, słyszeliśmy "czym jest pies i koszty z nim związane w porównaniu z koniem, których macie kilkaset na utrzymaniu". No fakt, jeden pies jest niezauważalny w utrzymaniu. A my nigdy nie odmawialiśmy. Głupio nam był zbierać fundusze na psy, bo są większe schroniska, które bardziej potrzebują. Ale teraz, gdy zaczyna brakować karmy psom którym chcemy pomagać, a psy masowo wracają z domów adopcyjnych, bo ludzie nie mają jak się nimi zajmować, ani nie mają za bardzo funduszy na ich utrzymanie, bo budżet w tych trudnych czasach się zawęża - sytuacja staje się dramatyczna.
Pamiętam, jak ze schroniska we Wrocławiu wyciągnęliśmy Nera - mieszkał ze swoim Panem na działkach koło Odry w wozie drzymały. Była noc, wybuchł pożar na działkach. Pan psa uratował, ale sam przekroczył granice nieba, za psa. Taki prawdziwy Napoleon. Choć był Nero stary i chory, nikt w schronisku nie odważył się go poddać eutanazji, bo człowiek oddał za niego życie. Dożył z nami stary Nero swych dni, wiele lat później. Potem był Karmelek, Księżniczka, Ptysio, Baton i mnóstwo innych czterech łap. Mijały dni, miesiące, lata. Dziesiątki przechodziły w setki, a nam serce miękło, bo widzieliśmy tej psiej krzywdy więcej i więcej. A mówią, że twardnieje. Mylą się.
Kiedy zaczynaliśmy, byliśmy młodzi, pełni werwy i wiary w cuda. Nie, nie przestaliśmy w nie wierzyć. Nie jesteśmy już tacy młodzi, werwy jeszcze mamy zapas na trochę lat działania. Inaczej dawno porzucilibyśmy to, co robimy. Ale dziś wyrośliśmy z wieku studenckiego. Dziś mamy dzieci, pozostawaliśmy dziadkami, a nasze włosy przeplotła siwizna. Nie spodziewaliśmy się.. nikt się nie spodziewał, że naszym psom, na ich ostanie lata życia, przyjdzie zmierzyć się z takim dramatem, jaki zaczyna się właśnie teraz. Byliśmy pewni, że mają bezpieczne schronienie do końca swych dni, a dziś widzimy, że karma się kończy, leki się kończą, a wizyty u weterynarza dla dziesiątek z nich to była codzienna rutyna. Za chwilę mogą tego nie mieć. Za chwilę nie zapłacimy za ich hoteliki i rehabilitacje.
Tak, my rozumiemy. Rozumiemy, że każdy dziś boi się o siebie, bo to trudny i niepewny czas. Rozumiemy, że świat nie wie, co będzie jutro. Jakież to dziwne, myśleliśmy że jesteśmy tak zaawansowaną cywilizacją, a co rusz coś trzęsie naszym świstem. A to epidemia, albo Ukraina, albo inflacja. Więc już nic nie jest pewne, nastąpił jeden ogromny reset. I wiemy, że możesz nie mieć Internauto głowy. Uszanujemy to i dziękujemy, że dotarłeś w tekście aż tutaj. Trzymamy kciuki, abyś w wytrwał w spokoju ducha do końca, my wszyscy abyśmy dotarli do końca tego, co się dzieje. Ale nie możemy podejmować decyzji za nasze psy i koty - i skazać je na śmierć tylko dlatego, że głupio nam prosić, bo może znajdzie się ktoś, kto pomoże.
Gdy zaczynaliśmy, kilkanaście lat temu, nikt z nas nie znał facebooka, a portale internetowe dopiero startowały. W każdym domu na stole piętrzyły się papierowe gazety i cukier w kostkach obok powideł z agrestu. Mięsny był na każdym roku we wsi czy dzielnicy miasta. Dziś nawet na wsiach, jak grzyby po deszczu, wyrastają sklepy ze zdrową żywnością i restauracje wegańskie. Świat obnosi się ze swoją miłością do świata zwierząt bardziej niż kiedykolwiek - powstają tysiące organizacji, kampanii na tramwajach, z billboardów krzyczą o miłosierdziu celebryci, wiwatujemy na wieści o kolejnych sukcesach legislacyjnych. A mimo to psów Napoleona też przybywa jak grzybów po deszczu, jakby to niewiele zmieniło dla nich.
W minionym tygodniu dostaliśmy kilkaset próśb o pomoc, z Polski i ze świata. W sprawie psów. I dwa razy tyle ws kotów. Pomogliśmy tylko kilku z brzegu, bo nie sposób było wybrać. Daliśmy też trochę karmy, choć u nas było już widać spód palet. W przeciągu miesiąca trafiło do nas prawie 100 kolejnych zwierząt wołających o pomoc. W tym kilkadziesiąt psów. Mimo, że chwilę temu kupiliśmy im piękne, nowe drewniane kojce - one są już dawno zapełnione. Musimy wybierać teraz - albo wybieg dla starych koni, albo miejsce na kojce dla starych psów. A gdzie koty, świnki, owce, osły. Chcemy jasno powiedzieć, że mimo ogromnej chęci i determinacji - poddaliśmy się. Daliśmy ogłoszenie o domach tymczasowych, ale znalazło się tylko kilka.
Po prostu nie damy rady dalej. Bez Was będziemy musieli zakończyć kolejne działania i niesienie pomocy.
Jedni mówią, że zwierzęta mają duszę. Inni, że to bez znaczenia. Gucio wpatruje się w obiektyw wielkimi, przerażonymi oczyma. Kiedy podchodzimy bliżej, przypada tak blisko ziemi, jakby chciał się z nią scalić, a łapki rozjeżdżają mu się na boki. Cały się trzęsie. On był jednym z najstarszych psów Napoleona, które mogliśmy przyjąć.
A raczej nie mogliśmy, ale rozciągnęliśmy się jak z gumy - i wzięliśmy. Teraz stoimy w miejscu, gdzie wiemy, że trzeba dorosnąć. Nie stać nas już na hoteliki dla psów, tym bardziej że te dla staruszków z karmą i rehabilitacją to wydatek nawet 1500-2000 zł miesięcznie. U siebie nie mamy już miejsca na chore psiaki, ani skrawka ziemi, który możemy im podarować - bo zabierzemy go koniom, którym już i tak trochę uszczknęliśmy. Kojce to również ogromny koszt, około 4000 zł jeden. Karma dla staruszków to 150 - 200 zł miesięcznie, do tego ciągłe wizyty u weterynarza, suplementy. Bo o nasze zwierzęta dbamy najlepiej jak potrafimy, nie uznajemy półśrodków.
Kiedy pisałam ten tekst, widziałam za oknem starego, małego rudego psiaka. Pomyślałam sobie - kolejny pies jakiegoś Napoleona. Sąsiedzi mówili, że błąkał się tutaj od kilku dni wieczorami, kulawy i z guzem. Mam małe dziecko, więc już rzadziej wieczorami wypatruję bezdomniaków. Rachunki za te chwile emocjonalnej słabości piętrzą się na biurku, płacić trzeba, choć za chwilę będzie trzeba wybierać, albo obniżyć poziom utrzymania wszystkich zwierząt, a potem.. nawet nie chcę myśleć o kolejnym kroku. Teraz przyszedł czas na odrobaczenie koni - 60 000 zł. Faktura goni fakturę. Wypatrywałam wtedy jednym okiem rudzielca, postawiłam mu miskę. Ale cóż miałabym zrobić, kiedy by podszedł? Jakoś go złapać, i zabrać do weterynarza, czy zostawić mu pełną miskę i w czasie bezsennej ciemnej nocy powtarzać sobie, że to wszystko co mogę dla niego zrobić, że świata nie zbawimy... świata, który sam nie wie, co z nim jutro będzie. Czy w tym wszystkim liczy się jeszcze rudy, bezdomny pies ? czy nie jest bezczelnością i brakiem taktu w ogóle pisać o nim, gdy lekarze nie wiedzą, kogo podpinać do respiratorów? Nie wiem.. ale jeśli możemy cokolwiek dla nich zrobić, dać temu światu więcej empatii, to zróbmy to. Może to właśnie tego zabrakło, i stąd cały ten dramat wszędzie. Więc piszę dalej.
Musimy kupić karmę, dużo, ogromny zapas. Mamy też miejsce w jednym z budynków, gdzie moglibyśmy trzymać psiaki stare i schorowane, tylko trzeba im to wszystko wyremontować i naprawić dach, zrobić opierzenie, bo dachówki były tylko przełożone kilka lat temu. Zmieści się tam kilkadziesiąt psów. Zebraliśmy część funduszy i część dachu udało się zrobić, ale zrobienie całego dachu to potężne koszta. Musimy zapłacić zaległe faktury u weterynarzy, potrzebne są fundusze na hoteliki, na zakup kilkudziesięciu kojców, codzienne życie psów i kotów.
Tak, duzi też mają problemy. Bo duzi też są duzi, bo mają miękkie serce. Zawsze myśleliśmy, że jak jesteśmy najwięksi, to wstydem będzie poprosić o pomoc. Swego czasu, w 2011 roku pod Warszawą nasz ośrodek mieścił się obok handlarza końmi na rzeź. Wielokrotnie mijałam go jadąc samochodem, i każdy ten raz kończył się zakupem koni, które właśnie ładowano. Handlarz był znany z tego, że nabywał najgorsze przypadki. I tak zakupiliśmy, z funduszy na czarną godzinę oraz naszych prywatnych, przeszło 200 koni w ciągu 365 dni. Bez ani jednej zbiórki i wiadomości w mediach. Nasi cisi bohaterowie. To dla tych 200 koni, samych kalekich, kupiliśmy chwilę potem nasz obecny Zwierzęcy Folwark.
Ten tekst jest o pomaganiu. Jest o Napoleonach, trochę o ludzkiej obojętności, ale też o ogromnym sercu - bo to wszystko, co istnieje, jest dzięki Wam. Nie, on jest nie jest o wirusie, wirus jest tylko w tle. Nie wyobrażamy sobie przestać pomagać. Ale jesteście nam potrzebni bardziej niż kiedykolwiek, bo toniemy. Bardziej, szybciej i dosadniej niż w czasie powodzi w '97 roku.
W minionym roku wzięliśmy pod opiekę ponad 100 koni i setkę psów, oraz setki kolejnych innych zwierząt. Nie mamy żadnych dotacji. W tym po prostu zaciskamy nocami pięści, chowamy niemoc pod poduszkę, a pod siwiejącymi włosami ukrywamy burzę myśli. Nasze konie mają rezerwat. Nasze psy nie mają swego miejsca. Jeśli go nie znajdziemy, i nie pokryjemy faktur oraz nie zakupimy karmy, oficjalnie musimy zaprzestać przyjmowania psów i kotowatych i ze strachem z sercu myśleć, gdzie podzieją się nasze psy i koty za miesiąc czy dwa, gdy braknie wszystkiego, a stajenni i hoteliki, z powodu nie regulowania wynagrodzeń, po prostu odejdą - i my też ich rozumiemy..
Niewątpliwie, Internauto, jeśli dotarłeś aż tutaj ze mną - jesteś inny, niż byli właściciele setek naszych psów i zapewne darzysz swego psa miłością i szacunkiem. Zapewne masz psa, który wygrzewa się na Twoich kolanach wieczorami, lub - jeśli jest tak wielki, że się na ich nie mieści - ma wygodny koc lub posłanie i miski pełne smakołyków. Naszym psom zdarza się piękne posłanie, staramy się zapewnić staruszkom i chorym wszystko, co w naszej mocy. Ale w materialistycznym świecie moc to też fundusze. Próbowaliśmy zapłacić miłością za ostatnie rachunki - bank nie zaakceptował waluty.
Dlatego prosimy, błagamy - bądź z naszymi psami, bądź ich prawdziwym Napoleonem. szczególnie teraz w tym trudnym dla świata czasie. One często nie mają niczego w życiu, oprócz skrawka koca i głowy pełnej marzeń i trosk. My nie mamy żadnych dotacji ani możliwości, aby zbudować im "miejsce" na poddaszu, ani opłacić leczenie. Mamy tylko Ciebie. One mają.
To jak? Zostaniesz ich prawdziwym Napoleonem?
Ale jeśli nie chcesz, nie musisz być Napoleonem. Po tym tekście może się Napoleon źle kojarzyć. Bądź może po prostu Człowiekiem, dla nich. Zanim wiele rudych psiaków błąkających się pod naszymi domami pochłonie noc, w swoją największą ciszę. I odejdą we własnej niemocy, być może w noc, kiedy w najbliższym mieście dudnić będą dźwięki szamańskiej muzyki na imprezie promującej wegetarianizm, kiedy już to wszystko się skończy i świat wróci do jakiejś normalności. Idee są wspaniałe i zmieniają świat dla kolejnych pokoleń, aby żyło im się lepiej. Ale życie to też tu i teraz. Życie to rudy pies z guzem i chorą łapką biegający po wsi, o którym kolejne pokolenia nigdy nie usłyszą. Za każdą pomoc bardzo dziękujemy!
Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8
52-314 Wrocław
PKO BP 15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
Dla wpłat zza granicy
Swift/Bic: BPKOPLPW
IBAN: PL15102052260000600202200350
PKO BP Odział I we Wrocławiu
ul. Wita Stwosza 33/35
50-901 Wrocław
Dla wpłat za granicy i wpłat stałych (Raiffeisen Bank):
PL36 1750 1064 0000 0000 2257 6747 (wpłaty w PLN)
PL17 1750 1064 0000 0000 2257 6798 (wpłaty w EUR)
Konto Klub Centaurusa
13 1020 5226 0000 6302 0398 3293